Małe rzeczki, duże wyzwania…

30.03.2022

Małe rzeczki, duże wyzwania…

Często tak bywa, że aby wytworzyć najmniejsze przedmioty, potrzeba włożyć bardzo dużo precyzji i wysiłki, po to żeby wszystkie detale działały jak powinny. To samo można przełożyć na nasze wędkarskie podwórko, duża rzeka stawia przed nami wyzwania typu znalezienie miejscówki, i ciche podejście do domniemanego stanowiska ryby, po to aby znaleźć się w zasięgu rzutu. I jeśli wytypowanie miejscówki nie zawsze musi być łatwe, o tyle wykonanie odpowiedniego rzutu przy opanowanych podstawach jest już dość prostym tematem. Sytuacja trochę się komplikuje gdy chcemy przetestować nasze umiejętności w małych rzeczkach. Na początku sezonu są jeszcze względnie nie zarośnięte, za to  w lecie przypominają małą dżunglę. Jak wtedy podejść do ryby, kiedy szerokość rzeki nie przekracza 2 metrów?. Jak podać przynętę gdy dookoła znajdują się krzaki, gałęzie oraz bujna nadbrzeżna roślinność? Radosne podchodzenie nad brzeg rzeki nie wróży sukcesu, tak samo jak szybkie chodzenie korytem rzeki, oraz machanie kijem jak przy długich boleniowych rzutach. Wszystko to musi zakończyć się fiaskiem.

Fot. Michał Jagusz

Po pierwsze, cisza.

Cisza to podstawowa zasada na rybach. Zarówno na dużych jak i małych łowiskach. I nie mam tu na myśli szlagieru lat rodem za komuny typu : cicho bądź bo spłoszysz ryby!!!  Ryby jak wiadomo uszu nie mają, mają za to linie boczną która rewelacyjnie wyczuwa drgania cząsteczek wody. Normalne rozmowy nie będą nam płoszyć ryb, co innego darcie papy na cały głos, tuptanie, stukanie, lub trzaskanie drzwiami samochodu. Wszelkie rzeczy mające styk z podłożem, które mogą przekazać drgania z gruntu do wody należy omijać. Tak więc wybierając drogę patrzymy pod nogi i omijamy  łamiące się patyki, obsuwające kamienie, kłody i inne przeszkody mogące wywołać niepotrzebne poruszenie w wodzie.  Po prostu musimy wcielić się w rolę ( i tu mamy do wyboru) epickiego Apacza, skrytego operatora jednostek specjalnych lub przemiłego leniwca. Bo wszystko to sprowadza się do powolnego wykonywania ruchów.

Po drugie, pod prąd.

Pod prąd to kierunek w którym zmierzam. W małych rzekach rybę najłatwiej podejść od ogona. Pstrągi, klenie i każda inna ryba w rzekach ustawia się głową pod nurt. Robi to z dwóch powodów, aby zminimalizować straty energetyczne, oraz aby obserwować i wyławiać pokarm niesiony z nurtem. Przy okazji będzie wypatrywała też innych zagrożeń, których w dzikim świecie jest całe mnóstwo. Ptaki, wydry, niedźwiedzie, węże ale też i my ludzie. Dlatego też każda zaobserwowana zmiana w naturalnym otoczeniu może, przynieść skutek
w postaci zaprzestania żerowania i schowania się ryby w bezpiecznym miejscu. O ile ryby nie ewoluują na poziom kameleonów i nie będą miały jednej pary niezależnych od siebie oczu ( tzn., że mogą jednym okiem patrzeć w przód a drugim w tył) to nasze szansę bycia nie dostrzeżonym wciąż są spore.

Po trzecie, powoli.

Ta zasada ma się zarówno w chodzeniu brzegiem rzeki jak i podczas brodzenia, bo w lato w ten właśnie sposób najłatwiej poruszać w tego typu łowiskach. Podczas tej drugiej opcji wytwarzamy fale która również będzie informować rybę o tym  że coś się dzieje za jej ogonem. Pamiętajmy też że woda bardzo dobrze przenosi drgania na które ryby są wyczulone. Dlatego też podchodząc do miejscówki przystańmy od niej w pewnej odległości i poczekajmy, aż woda się uspokoi, po czym wykonajmy kilka powolnych kroków i tak dalej, aż dojdziemy do miejsca, które pozwoli nam na wykonanie rzutu. Wiem, że będąc nad wodą każdy rwie się do łowienia, lecz w tym wypadku pośpiech jest niewskazany.

Po czwarte, precyzja.

To zdecydowanie najtrudniejsza rzecz gdzie nawet doświadczeni wędkarze mają problemy gdy trzeba wykonywać krótkie rzuty spod siebie, z boku lub wystrzeliwać przyjęte kijem.  Tego nikt za nas nie wykona i trzeba przejść etap niedokładnych rzutów. Nauka przychodzi w tym wypadku przez praktykę.  Zapewne niektórzy z Was mają za sobą kilkanaście lat praktyki w operowaniu wędkami, a gdy jest się w zakrzaczonym terenie okazuje się, że chwila nieuwagi kosztuje nas spaleniem miejscówki, gdy przynęta wyląduje na niepozornej gałązce. Mi wciąż to się zdarza choćbym nie wiem jak się starał….
 
Też ważna rzecz w małych ciekach miejscówki są często są łowne do pierwszego błędu, źle podana przynęta, za głośno wrzucona do wody może przekreślić jej potencjał na kilka godzin. To w zasadzie tyle na chwile obecna, innymi sprawami są sprzęt, miejsca oraz przynęty którymi można wędkować w takich rzekach. Ale to już tematy na zupełnie inny artykuł. Pozdrawiam Tomasz Zatorski.

  • Tekst: Tomasz Zatorski
  • Fot. Michał Jagusz

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!

Czekamy na Ciebie!

Nasze przynęty często testujemy – oczywiście w miejscach, które są naturalne
dla procesu wędkowania. Znajdziesz nas często blisko wody.

Jednak tam, gdzie jesteśmy, zawsze jest zasięg, a w naszym biurze pozostawiamy
zespół ekspertów, gotowych, aby wesprzeć Twoją wędkarską przygodę.