Często tak bywa, że aby wytworzyć najmniejsze przedmioty, potrzeba włożyć bardzo dużo
precyzji i wysiłki, po to żeby wszystkie detale działały jak powinny.
To samo można przełożyć na nasze wędkarskie podwórko, duża rzeka stawia przed nami
wyzwania typu znalezienie miejscówki, i ciche podejście do domniemanego stanowiska ryby,
po to aby znaleźć się w zasięgu rzutu.
I jeśli wytypowanie miejscówki nie zawsze musi być łatwe, o tyle wykonanie odpowiedniego
rzutu przy opanowanych podstawach jest już dość prostym tematem.
Sytuacja trochę się komplikuje gdy chcemy przetestować nasze umiejętności w małych
rzeczkach. Na początku sezonu są jeszcze względnie nie zarośnięte, za to w lecie
przypominają małą dżunglę.
Jak wtedy podejść do ryby, kiedy szerokość rzeki nie przekracza 2 metrów?. Jak podać
przynętę gdy dookoła znajdują się krzaki, gałęzie oraz bujna nadbrzeżna roślinność?
Radosne podchodzenie nad brzeg rzeki nie wróży sukcesu, tak samo jak szybkie chodzenie
korytem rzeki, oraz machanie kijem jak przy długich boleniowych rzutach. Wszystko to musi
zakończyć się fiaskiem.
Po pierwsze, cisza.
Cisza to podstawowa zasada na rybach. Zarówno na dużych jak i małych łowiskach. I nie
mam tu na myśli szlagieru lat rodem za komuny typu : cicho bądź bo spłoszysz ryby!!!
Ryby jak wiadomo uszu nie mają, mają za to linie boczną która rewelacyjnie wyczuwa
drgania cząsteczek wody.
Normalne rozmowy nie będą nam płoszyć ryb, co innego darcie papy na cały głos, tuptanie,
stukanie, lub trzaskanie drzwiami samochodu. Wszelkie rzeczy mające styk z podłożem,
które mogą przekazać drgania z gruntu do wody należy omijać.
Tak więc wybierając drogę patrzymy pod nogi i omijamy łamiące się patyki, obsuwające
kamienie, kłody i inne przeszkody mogące wywołać niepotrzebne poruszenie w wodzie.
Po prostu musimy wcielić się w rolę ( i tu mamy do wyboru) epickiego Apacza, skrytego
operatora jednostek specjalnych lub przemiłego leniwca. Bo wszystko to sprowadza się do
powolnego wykonywania ruchów.
Po drugie, pod prąd.
Pod prąd to kierunek w którym zmierzam. W małych rzekach rybę najłatwiej podejść od
ogona. Pstrągi, klenie i każda inna ryba w rzekach ustawia się głową pod nurt.
Robi to z dwóch powodów, aby zminimalizować straty energetyczne, oraz aby obserwować i
wyławiać pokarm niesiony z nurtem. Przy okazji będzie wypatrywała też innych zagrożeń,
których w dzikim świecie jest całe mnóstwo. Ptaki, wydry, niedźwiedzie, węże ale też i my ludzie.
Dlatego też każda zaobserwowana zmiana w naturalnym otoczeniu może, przynieść skutek
w postaci zaprzestania żerowania i schowania się ryby w bezpiecznym miejscu. O ile ryby
nie ewoluują na poziom kameleonów i nie będą miały jednej pary niezależnych od siebie oczu ( tzn., że mogą jednym okiem patrzeć w przód a drugim w tył) to nasze szansę bycia nie
dostrzeżonym wciąż są spore.
Po trzecie, powoli.
Ta zasada ma się zarówno w chodzeniu brzegiem rzeki jak i podczas brodzenia, bo w lato w
ten właśnie sposób najłatwiej poruszać w tego typu łowiskach.
Podczas tej drugiej opcji wytwarzamy fale która również będzie informować rybę o tym że
coś się dzieje za jej ogonem. Pamiętajmy też że woda bardzo dobrze przenosi drgania na
które ryby są wyczulone. Dlatego też podchodząc do miejscówki przystańmy od niej w
pewnej odległości i poczekajmy, aż woda się uspokoi, po czym wykonajmy kilka powolnych
kroków i tak dalej, aż dojdziemy do miejsca, które pozwoli nam na wykonanie rzutu.
Wiem, że będąc nad wodą każdy rwie się do łowienia, lecz w tym wypadku pośpiech jest
niewskazany.
Po czwarte, precyzja.
To zdecydowanie najtrudniejsza rzecz gdzie nawet doświadczeni wędkarze mają problemy
gdy trzeba wykonywać krótkie rzuty spod siebie, z boku lub wystrzeliwać przyjęte kijem.
Tego nikt za nas nie wykona i trzeba przejść etap niedokładnych rzutów. Nauka przychodzi
w tym wypadku przez praktykę.
Zapewne niektórzy z Was mają za sobą kilkanaście lat praktyki w operowaniu wędkami, a
gdy jest się w zakrzaczonym terenie okazuje się, że chwila nieuwagi kosztuje nas spaleniem
miejscówki, gdy przynęta wyląduje na niepozornej gałązce. Mi wciąż to się zdarza choćbym
nie wiem jak się starał….
Też ważna rzecz w małych ciekach miejscówki są często są łowne do pierwszego błędu, źle
podana przynęta, za głośno wrzucona do wody może przekreślić jej potencjał na kilka
godzin.
To w zasadzie tyle na chwile obecna, innymi sprawami są sprzęt, miejsca oraz przynęty
którymi można wędkować w takich rzekach. Ale to już tematy na zupełnie inny artykuł.
Pozdrawiam Tomasz Zatorski.
- Tekst: Tomasz Zatorski
- Fot. Michał Jagusz